z klimatem...

z klimatem...

sobota, 21 sierpnia 2010

Dziwna sprawa...

Pozostawiona sama sobie, zdałam sobie sprawę, że - pomimo zupełnie luźnego podziału obowiązków u nas w rodzinie - nie zdarzyło się ANI RAZU, zeby Jonatan wziął Obydwa Potomki i pojechał z nimi gdzieś daleko na parę dni. Owszem, wyjeżdżał z Gburkiem. Owszem, wielokrotnie zostawał z obydwojgiem w domu, kiedy to ja wyjeżdżałam. Chodzą razem na basen, do kina i w wiele innych miejsc, ale wycieczka kilkudniowa beze mnie im się nie zdarzyła.
Prawdopodobnie stało się tak dlatego, że podczepiam się pod wszystkie wyprawy, wietrząc przygodę. Musi się wydarzyć nie-wiadomo-co, żeby utrzymać mnie w domu, podczas kiedy Reszta gdzieś wybywa.

Jednak KONCERT to nie jest wydarzenie, które tygrysy lubią najbardziej: tłum, hałas i wielogodzinne oczekiwanie na TEN JEDEN zespół, który jest godny mojej uwagi. Siedzę więc sobie w zaciszu domowym i zbieram siły do wytęsknionego urlopu.

Ale nie jest mi do końca komfortowo ze świadomością, że oni są TAM, a ja TU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz