No i doczekałam się. Poziom absurdu jest niewyobrażalny. Każdego dnia przekonuję się, że to, co było dnia poprzedniego, nie było jeszcze szczytem, choć tak by się mogło wydawać. Życie jest ciekawe w tym zakątku świata. Szkoda, że nie obserwuję tego z boku, tylko jestem elementem, cząstką tej społeczności. Społeczności walczącej krzyżem. Wyzywającej przeciwników. Wymachującej różańcami. Plującej na wszystkich wokół, którzy jawią się przeciwnikami - harcerzy, księży, wybranego demokratycznie prezydenta. Ziejącej jadem i nienawiścią.
O jasna melodia! Co się jeszcze wydarzyć może w naszym państwie wyznaniowym, tego nikt nie jest w stanie przewidzieć.
Któryś światły polityk mojej ulubionej partii (a niechże jego nazwisko zniknie w odmętach historii) powiedział, że skoro wola narodu mówi, że krzyż ma zostać, to należy uszanować wolę narodu. Cóż, skoro od dziś wrzaskliwa i chora z nienawiści mniejszość ma decydować o czymkolwiek, to nie pozostaje mi nic innego, jak wypisać się z narodu, oddać paszport i uciec z tego grajdołka.
Bo fakt, że ktoś będzie kojarzył mnie, Polkę i katoliczkę z tymi fanatykami spad pałacu, mierzi mnie, jak mało co.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz