z klimatem...

z klimatem...

niedziela, 1 sierpnia 2010

Międzyludzko

Jestem alienem. Znowu się o tym przekonałam. Jestem alienem, ale zasadniczo nie jest mi z tym źle. Tym bardziej, że wokół siebie, na co dzień, mam podobnych sobie. Jesteśmy INNI. Myślę, że wielu ludzi uważa siebie za INNYCH. Jednak jest jakaś tendencja do grupowania się, przebywania razem, spotykania, podejmowania wspólnych czynności - ogólnie: do życia społecznego, w mniejszych lub większych grupach sąsiedzkich, koleżeńskich, przyjacielskich, kumpelskich - czy jak je tam nazwać...Człowiek jest zwierzęciem stadnym.
Ja tej tendencji w sobie nie odkryłam. Życie społeczne mnie nie interesuje - wystarczą mi - raz na jakiś czas - spotkania ze znajomymi i internetowo - forumowa egzystencja, która jest o tyle prosta dla takiego typa, jak ja, że niezobowiązująca. Mam ochotę - wejdę i zobaczę, co słychać, może napiszę, co u mnie. Nie mam - znikam. Nikt się na mnie nie gniewa, że się nie odzywam, nikt ode mnie nie wymaga regularnego "bywania". To lubię.
Przez to, że nie prowadzę regularnych stosunków międzyludzkich, pewną egzotyką był dla mnie trzyrodzinny rejs po Mazurach. Cały tydzień z LUDŹMI! Na zamkniętej łódką przestrzeni.... O mamo!!!! Trochę się lękałam, ale - wbrew moim obawom - nie było źle. Pewnie dlatego, że LUDZIE, którzy mnie zaprosili, byli bardzo sympatyczni.
Wróciłam pełna wrażeń - jakże innych od tych, do których przywykłam. Potomki, szczególnie Gburek, złapały żeglarskiego bakcyla. I nie uciekły z wrzaskiem od spartańskich warunków oraz przydzielonych im obowiązków.
Zauważyłam, co daje przebywanie z innymi - takie realne - poza netem. Zaczynamy przejmować ich sposób mówienia, używać słów, powiedzonek, którymi oni operują - ba! niekiedy nawet - zupełnie nieświadomie - naśladować mimikę. Upodabniamy się do siebie. Niepostrzeżenie i małymi kroczkami. W życiu rodzinnym jest to oczywiste - od dawna o tym wiedziałam. Jednak nie miałam pojęcia, że chcąc-nie chcąc, zaczynamy dostosowywać się do trybu funkcjonowania tych, z którymi przebywamy, w czasie nawet tak krótkim, jak tydzień. Zastanawiam się, czy po miesiącu żeglugi z dala od Jonatana, nie wrócilibyśmy na tyle odmienieni, że Mąż i Ojciec by nas nie poznał? Nad tym zastanawiam się ja: osoba bardzo niepodatna na wpływy, na którą nie działają techniki marketingowe i której unikają werbownicy różnych dziwnych piramid finansowych oraz sprzedawcy wełnianych kołder. Przebywanie przez tydzień, bez przerwy, w towarzystwie trzech innych dorosłych osób i trojga ich dzieci, spowodowało, że po małym kawałku oddawałam im siebie, przejmując w to miejsce cząstki ich osobowości, zwyczajów, pomysłów. Ciekawe, czy taka wymiana jest na stałe, czy - z biegiem czasu - pójdzie w zapomnienie? Ciekawe, czy ONI będą czuli w sobie cząstkę mnie i Potomków?
Na koniec - poczułam, że coś tracę, tak mało przebywając na co dzień między innymi ludźmi. Internet to nie to samo - chociaż dla mnie, aliena, jest to miejsce idealne na stosunki społeczne. Gdybym integrowała się ze społeczeństwem - ot, choćby lokalnym - biegając na kawę do sąsiadki każdego popołudnia - byłabym inną osobą, bo miałabym w sobie część tejże sąsiadki. A tak - jestem tylko sobą. Może to rodzaj ograniczenia?
Ale skoro mi samej ze sobą dobrze, to może niech zostanie tak, jak jest? Alieny też są potrzebne....

6 komentarzy:

  1. zostań sobą...proszę, proszę. Najlepiej niech każdy będzie sobą i już.

    OdpowiedzUsuń
  2. czymże jest tydzień wobec całego życia ;)
    takie krótkotrwałe uleganie wpływom jest przejściowe, mam wrażenie

    więcej we mnie Jonatana, z którym mieszkam, niż kogokolwiek innego
    ciekawe, jak bardzo inna bym była, gdybym miała innego męża.....

    OdpowiedzUsuń
  3. ...nie sprawdzaj...nie warto...

    OdpowiedzUsuń
  4. ani mi się śni sprawdzać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jasmeenko to juz drugi komplement jaki zdarzylo mi sie po tym rejsie przeczytac- bo jest alien pisze ze bylo mu dobrze to jest COS- a zamknieta przestrzen lodki niejednego doprowadzila do rozpaczy. Plus duza ilosc trudnych wychowawczo dzieci :)

    ja to tez zauwazam- to upodabnianie sie- ja w ogole bardzo latwo podchwytuje sposob bycia innych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  6. właśnie tej przestrzeni bałam się najbardziej :)

    ale dałam radę :))))

    OdpowiedzUsuń