Łaskawy jest dla mnie los tego roku....
Najpierw uświadomiłam sobie, jak wygląda Piekło, teraz mam obraz Raju.
Dojechaliśmy wczoraj wieczorem. Zmęczeni i głodni, ale podekscytowani. Wypakowaliśmy bagaże, zostawiliśmy Potomki pod opieką Gospodarza i wyruszyliśmy do miasteczka po jakiś posiłek.
Kiedy zaparkowaliśmy pod pizzerią, spojrzałam na zatoczkę, wsłuchałam się w brzęczenie cykad, odetchnęłam głęboko słonym powietrzem i poczułam, że To jest TO. Kiedy czekaliśmy na pizzę, popijając miejscowe wino (ja) i wodę wprost z jaskiń (Jonatan), moje uczucie błogości osiągnęło apogeum: lepiej być nie może!
Perspektywa tygodnia w Chorwacji - nie tej, powszechnie znanej: z tłumem ludzi, imprezowniami na każdym kroku, pełnej niemieckich, włoskich i...polskich samochodów przepychających się o miejsce na parkingu najbliższym plaży. Nasza Chorwacja jest inna: kwatera na wsi, zaprzyjaźniony już gospodarz, obdarowujący nas owocami i warzywami, zaś wieczorami chętnie dyskutujący z nami, plaża - owszem, dość odległa, za to znana prawie wyłącznie miejscowym, więc pusta i cicha. Imprez brak.
Chorwację mamy już z grubsza zwiedzoną, w trakcie naszych poprzednich wycieczek. Piękna jest i taka odmienna od tego, co nam bliskie. Myślę jednak, że długo bym tu żyć nie mogła - za mało drzew, za surowo, za dziko. Ale gdyby ktoś mi mógł przenieść to morze między moje sosny, byłabym wdzięczna. Idealne morze do beztroskiego wpluskiwania, celem wypłukania z głowy wszelkich problemów codziennych.
Jeśli zamarzy nam się miasto - pojedziemy do Zadaru, 25 km stąd. Jeśli zamarzy nam się zwiedzanie (jak znam siebie, to po kilku dniach lenistwa, włączy mi się żyłka podróżnicza - taka już jestem wiercipięta) - pojedziemy do naszego ulubionego Trogiru, albo obejrzeć wodospady na rzece Krka.
W każdym razie - w Podgradinie na pewno odpoczniemy. I to jest właśnie to uczucie, które przepełniło mnie, kiedy siedziałam na tarasie pizzerii w Posedarje, popijając zimne, białe wino: absolutna błogość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz