Na nic zaciskanie kciuków za zielone źdźbła, przebijające się nieśmiało spod świeżo rozmarzniętej ziemi. Na nic kibicowanie pierwszym przedwiosennym ptasim trelom. Na nic wwąchiwanie się w coraz cieplejsze powietrze, w oczekiwaniu wiosny.
Wiosny nie będzie.
Będzie wieczna zima.
Zlodowacenie.
Już po nas.
Powinniśmy zacząć migrację, jeśli pogoda za oknem nam nie w smak, bo tak już - prawdopodobnie - zostanie. Ja przynajmniej nie wierzę, że będzie lepiej. Nie po tym, co nas dzisiejszej nocy spotkało.
Widziałam wczoraj, że pada śnieg. "W marcu, jak w garncu" - wspominaliśmy z nerwowymi uśmieszkami mądrość ludową przy niedzielnym, rodzinnym obiadku. Miny rzedły nam z godziny na godzinę, kiedy śnieg z deszczem przeszedł w śnieżycę, rodem z bajki o Królowej Śniegu. Po kolacji zarządziłam zasłonięcie okien i udawanie, że świata zewnętrznego NIE MA. Włączyliśmy sobie film i było nam ciepło oraz miło. Do czasu.
O godzinie 22 światło, wraz z telewizorem (w najbardziej dramatycznym momencie filmu, ale tego nie muszę nawet pisać, bo to oczywiste, że TAKIE RZECZY dzieją się w najbardziej dramatycznym momencie) zrobiły "pstryk" i zapadła ciemność, która skłoniła nas do wyjrzenia z okno. A za oknem.....strach pisać, co się działo za oknem....
Poszliśmy spać, wierząc w to, że do rana się roztopi i - może - włączą nam prąd, żebyśmy nie zamarzli (piec gazowy, owszem, ale zapalnik pieca elektryczny, hehe). Zawsze pozostawała nadzieja, że skoro przez dwie godziny dopadało do połowy drzwi, to jest szansa, że przez noc zasypie (i uszczelni) okna - a w igloo, wiadomo, nikt jeszcze nie zamarzł....
Rano zastaliśmy w domu prąd.
I warstwę śniegu nie wystarczającą, co prawda, na igloo, za to w zupełności zapewniającą zajęcie Jonatanowi na pierwsze dwie godziny poranka.
A potem pojechaliśmy na przejażdżkę służbową, błogosławiąc fakt, że Landi jest NAPRAWIONY. Inaczej nie dojechalibyśmy - nie ma mowy.
Teraz czekam na to, że może koło południa SIĘ ROZTOPI, na co liczyłam, obserwując rano niebieściutkie niebo - zupełnie niepasujące do białych czap i połaci wokół. Niebieskie niebo przy śniegu kojarzy mi się albo z mrozem albo z wysokimi górami - ani jednego ani drugiego nie zaobserwowałam. Jednak moją nadzieją, jak to mawia pan Zagłoba - można sobie buty czyścić....właśnie się zachmurzyło i raczej - widzę - DOPADA, niż SIĘ ROZTOPI.
Dlatego powiadam - wiosny nie będzie! Czas ruszać na południe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz