z klimatem...

z klimatem...

wtorek, 9 marca 2010

Oskary...

Nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna, jeśli chodzi o gusta literacko - filmowe. Mam tak od ogólniaka, że nie podoba mi się to, co wszystkim.
I cieszę się z tej swojej odmienności.

W sobotę było mi dane obejrzenie - polecanego przez wszystkich wokół - tryumfatora gali oskarowej sprzed roku - filmu "Slumdog - milioner z ulicy".
Rozsiadłam się wygodnie, gotowa na wielkie emocje....i nic. Pustka.

Ot, film, jak film. Pierwsze wrażenie kompletnie nijakie.
Drugie wrażenie - dużo gorsze.

To tak, jakby dobrzy ludzie z bogatszej i lepszej części naszego Globu nagle ze zdumieniem dowiedzieli się, że istnieje inny świat od ich własnego, że piękne, radosne, roztańczone i rozśpiewane, kipiące kolorami Indie z filmów Bollywood, to nie do końca prawdziwe oblicze tego kraju, że istnieje na Ziemi taka bieda, której najedzony i starannie ubrany - w markowe ciuchy - Obywatel Półkuli Północnej nie jest sobie w stanie wyobrazić. No, ale przecież wszystko skończyło się happy endem. Bieda zniknęła. Bohaterowie żyli długo i szczęśliwie. Uff - to był tylko film, na szczęście. Można sobie teraz zrobić drinka z palemką, zjeść sałatkę z owoców morza, rozsiąść się na wygodnej kanapie i podyskutować o fabule. Tak, tak, jaki to dobry film. Pouczający taki. Że nawet ze slumsów można się wyrwać. A co to za miłość była....że on jej tak szukał uparcie....I wyrwał ją od tego gangstera, popatrz pan.....

Obrzydliwe. Nieprawdziwe. Hołdujące najniższym instynktom. Mające na celu fałszywe wywołanie dobrego samopoczucia - "Panie, jaka bieda w tych Indiach, kto by pomyślał.....U nas to jeszcze nie jest źle". Albo u innych: "to zróbmy jakąś zrzutkę na tych Indyjczyków, co? Może jakiś transport hamburgerów? To nic, że z krowy, jak biedni, to niech nie wybrzydzają!"

Niesmak mam po tym filmie. Tak, to dobre określenie: niesmak.

Najlepszym komentarzem do moich odczuć była informacja, którą zobaczyłam tego samego wieczoru na onecie: "Dziewczynka - aktorka grająca główną bohaterkę filmu "Slumdog" nadal mieszka w slumsach". I gdzie happy end? Jedno zdanie, a jak wiele mówi.

No i - tak zwany - "wielki przegrany" tegorocznej oskarowej gali, gali, co do której już dawno straciłam złudzenia, ale co roku jakoś naiwnie - i niepotrzebnie - wierzę w to, że jednak może kiedyś zostanie doceniony właściwy film?

"Avatar". Właściwie głównie do oglądania. Piękny wizualnie, prosty i nieoryginalny fabularnie. Mimo tego, że treści niesie niewiele, od razu wiedziałam, że nie dostanie głównej nagrody. Przez jedną scenę. Jedyną. Kiedy dzielni, amerykańscy żołnierze przechodzą pranie mózgu. Kiedy to wtłacza się im do głów, że jeśli pierwsi nie zaatakują, z pewnością "inni" zaatakują ich. Za blisko tej scenie do amerykańskiej rzeczywistości wojennej.

A już kiedy usłyszałam, że "Avatar" przegrał z filmem o dzielnych amerykańskich saperach w Iraku, tylko pokręciłam głową: za mało było, żeby przegrał ze zwyczajnym filmem. Musiał przegrać z takim, który "wyrówna proporcje" - gdzie bohaterowie wojenni stoją na odpowiednio wysokich pomnikach. To nic, że są agresorami. Są bohaterami. Trzeba ich wielbić. Walczą za amerykańską ojczyznę. Za cały świat. Za Ciebie też, mimo tego, że ich o to nie prosiłeś. I za mnie, mimo tego, że wcale tego nie chcę. Należy im się hołd. Należy im się Oskar!

6 komentarzy:

  1. Znowu mamy bardzo różne gusta :)
    Ja widziałam Slumdoga w kinie, jakiś rok temu... i zrobił na mnie duże wrażenie. Właśnie tą biedą i upodleniem. Tym, jak w Indiach niewiele wart jest człowiek, można go zabić przy okazji, kupić, wykorzystać. Wcale nie happy endem.
    Oczywiście że to zawsze będzie spojrzenie z zewnątrz, okiem mieszkańca bogatego Zachodu, ale Bollywoodzkie musicale nie są prawdziwsze, a poza tym to samo można powiedzieć chyba o każdym opisie innego kraju.

    OdpowiedzUsuń
  2. mdl - może to magia kina ;)

    no jasne, że bieda tam pokazana robi wrażenie, bo MA ROBIĆ WRAŻENIE

    tyle, że tę samą biedę można obejrzeć w filmie dokumentalnym, a nie na tle budującej hollywoodzkiej historyjki, z popcornem i colą w ręku, z pozycji podglądacza żądnego igrzysk

    co do bollywoodów - jest masa ludzi, którzy znając Indie z tych filmów, wybierają się na wycieczki i wracają srodze zdziwieni, że rzeczywistość ma się nijak do filmu...

    lubię się z Tobą nie zgadzać, bo mnie to fascynuje - czuję bowiem sporo podobieństw w naszych poglądach ;)
    no i do tego Cię lubię, co rzadko mi się zdarza w stosunku do osób, z którymi się nie zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :-)
    najbardziej lubię się nie zgadzać z ludźmi, których lubię, bo z tego coś konstruktywnego wynika.
    Ale wiesz, masz rację, dużo tu magii kina - te sceny pościgów po slumsach, ucieczek, nakręcone w niesamowitym tempie, w połączeniu z muzyką z głośnika i wielkim ekranem na pewno robią większe wrażenie niż w TV.
    No i powiedz, ile osób wybierze się do kina na film dokumentalny pt. bieda w Indiach... jak to napisał pan, którego książkę tłumaczyłam, mamy zakodowane przyswajanie informacji w formie opowieści.

    OdpowiedzUsuń
  4. A w którym kraju człowiek jest wart dla szumowin i Władzy cokolwiek więcej niż tyle ile może przynieść im kasy?

    Arek

    OdpowiedzUsuń
  5. ja tak przez przypadek się przyplątałam i przeczytałam ten wpis - mam nadzieję, że mogę napisać parę słów :)
    Nie wiem czy widziałaś film "Hurt Locker", ten który zdobył oskara. To według mnie nie jest jakiś tam zwykły film o bohaterskich żołnierzach, ja z reguły nie oglądam zresztą filmów tego typu. A jednak ten mi się podobał. Historia jest prosta - jak człowieka może zmienić wojna, można być do tego stopnia uzależnionym od poziomu adrenaliny, że gra się w rosyjską ruletkę, z tym, że czymś dużo potężniejszym niż pistolet. Ryzykuje się życiem jedynie dla tych kilku sekund napięcia: rozwali mnie, czy jeszcze nie teraz?
    Fakt, jest tam kilka scen typowych dla amerykańskich filmów, pełnych patosu, a jednak ten film jest jakiś taki inny, na początku nie zwróciłam uwagi, że wyreżyserowała go kobieta, ale faktycznie od razu zauważyłam, że jednak jest inny.

    Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za marudzenie, ale jak czegoś nie powiem, to mi gorzej ;)

    A Slumdoga nie oglądałam i nie mam zamiaru, bo jakoś właśnie miałam wrażenie tej obłudy

    OdpowiedzUsuń
  6. Arek - pewnie w żadnym kraju...to nie jest zależne od kraju....należy się tylko cieszyć, jeśli się jest porządnym człowiekiem i zawsze można bez wstydu spojrzeć w oczy swojemu odbiciu w lustrze :)

    madziaro - filmy wojenne, a zwłaszcza amerykańskie filmy wojenne, to dla mnie coś nie-do-obejrzenia, z powodów ideologicznych - nieważne, czy reżyserem był mężczyzna, czy kobieta

    OdpowiedzUsuń