z klimatem...

z klimatem...

piątek, 19 marca 2010

Pociągi

Od małego przyuczana byłam do poruszania się pociągiem.

Pociągiem elektrycznym (jakim? żółtym, ale dokąd? do połowy!) jeździło się do Warszawy - na zakupy, do Smyka albo do lekarza...albo po prostu - na wycieczkę z Tatą.

Pociągiem nocnym zaś, jechało się do Dziadków na święta. Zawsze była to świetna przygoda: dać się obudzić rodzicom w środku nocy, okutać się w ciepłe ubranie i wyjść w cichą i ciemną nicość za drzwiami bezpiecznego domu, w nieznane. Potem zaspanym wzrokiem wypatrywać trzech światełek lokomotywy i z nabożnym lękiem słuchać jej - coraz głośniejszego posapywania. Tak, tak! Pamiętam czasy, kiedy jeździły parowozy, wtaczające się na stację całe spowite w kłęby dymu i pary. Mama wsiadała z nami do wagonu i szukała wolnego miejsca, tata zostawał na peronie, żeby podać jej przez okno bagaże - między innymi pamiętną torbę w czarno - czerwoną kratkę: to z niej zawsze wystawał termos z herbatą, obiecując, że tuż obok znajdują się popakowane pieczołowicie w papier śniadaniowy "podróżne kanapki". Teraz czekał nas sen w przedziale - aż do białego rana - w zależności od szczęścia i pory roku: w pozycji leżącej lub siedzącej. Uwielbiałam to - kładę się spać, kiedy jest ciemno, powiedzmy w Dęblinie (zaraz po zjedzeniu pierwszej tury kanapek), budzę się, kiedy jest już jasno, a pociąg dzielnie toczy się po podzamojskich polach....Potem jeszcze przesiadka z dalekobieżnego pociągu "z przedziałami" do podmiejskiego, ale jakże różnego od "naszego", żółto-niebieskiego.....i za parę minut koniec przyjemnej części podróży do Dziadków, ostatni etap pokonywany był zatłoczonym do granic możliwości autobusem typu "ogórek" z przedsiębiorstwa o wdzięcznej nazwie "Autonaprawa".
Tak, sentyment do pociągów pozostał mi na wieki.
Teraz, jako posiadaczka własnego samochodu, w podróż pociągiem czasem wybieram się specjalnie, dla przyjemności, co wzbudza u znajomych dziwne reakcje, objawiające się kręceniem głową i pukaniem się w czoło. A ja to naprawdę lubię.
Chociaż przyznaję: wiele się zmieniło....Ludzie, zamiast książek, wożą ze sobą laptopy. Oglądają filmy, surfują po necie, gadają ze znajomymi poprzez komunikatory, pracują. W uszach mają słuchawki, całkowicie odcinając się od współpasażerów. No i ta prędkość: to już nie te czasy, kiedy podróż Warszawa-Zamość trwała pół nocy.....Kanapki własne są całkowicie passe - wszak wagon Wars jest już niemal w każdym pociągu, a jeśli go nie ma, zawsze można liczyć na obsługę z "wózkiem pełnym niespodzianek".
Jednak jest coś, co pozostało bez zmian. Jest niereformowalne. Pozostanie na wieki takie samo: kolejowe toalety..........
"Reszta jest milczeniem."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz