z klimatem...

z klimatem...

wtorek, 2 marca 2010

Post scriptum

O Land Roverze będzie.

Pompa wody to mały pikuś. To nic, że jest to część, która NAJRZADZIEJ psuje się w tych samochodach. W NASZYM się akurat zepsuła. I to nie tak zwyczajnie, że ot, zepsuła się - wymienili - jest ok. Jest ona przykręcona do innej części za pomocą trzech śrubek. Dwie się odkręciły, jedna nie. I tej jednej trzeba było urwać łeb, żeby zdemontować pompę. A żeby zamontować nową, należało śrubie łebek przyspawać. I mam sobie pompę zamontowaną "na sztukę" - jak mawiają fachowcy. Kiedy tylko Land Rover się dowie, że ma coś zamontowane "na sztukę", niewątpliwie nie omieszka tej sztuki pokonać swą niezłomną wolą i znów trafi do warsztatu.

Przy okazji zdiagnozowaliśmy tajemnicze piszczenie: to pasek od klimatyzacji. Zastał zdemontowany, bo - póki co - klimatyzacja potrzebna mi nie jest, a jakby - na przykład - paskowi przyszła do głowy(czy paski mają głowę?) fantazja się urwać, narobiłby niezłych szkód pod maską. Aha - pasek jest nowy, nie wiadomo, dlaczego piszczy, prawdopodobnie piszczy część, na której on się obraca, więc mamy w perspektywie jeszcze wymianę tejże części.

Wszystkie niedogodności rekompensuje mi komfort jeżdżenia po błotnistych i dziurawych drogach......i to, że się stres warsztatowy równoważy z przyjemnością jazdy będę sobie wmawiać tak długo, jak tylko będę w stanie.

4 komentarze:

  1. ale powiedz że go kochasz:)

    OdpowiedzUsuń
  2. jakże bym go nie kochała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A co Ty sie tak obijasz?
    Z całą stanowczością proszę o notkę!!

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  4. zawiesiłam się ;)
    przepraszam, postaram się nadrobić zaległości :)

    OdpowiedzUsuń