
Zbliżają się majowe rodzinne uroczystości. Dni matki, urodziny damskiej linii rodowej.....
I - jak zwykle - kwestia czerwonych prezentów.
Bo ja mam świra na punkcie czerwonego. Wiedzą o tym wszyscy.
Tylko - o nie, nie - nie mam świra na punkcie każdego czerwonego. A wręcz przeciwnie -niektóre odcienie mnie wręcz irytują, jeśli są darowywane pod hasłem: "o, proszę, czerwony "cośtam" - tak, jak lubisz".
Nie cierpię jasnoczerwonego lakieru do paznokci. Ani szminki. Co innego bordo.
Nie cierpię pomarańczowo - czerwonych ani buraczkowych ubrań. Co innego krwista czerwień.
Róż, amarant, fuksję oraz pomarańcz w ogóle przemilczę.
A NIEKTÓRYM jest wszystko jedno.
Wyszperałam w necie paletę kolorów. NIEKTÓRZY jako czerwony zakwalifikowaliby cztery ostatnie słupki w górnym prawym rogu, pierwszy od lewej w środku i - po chwili zastanowienia - ostatni po prawej w dolnym, pełnym rzędzie.

I może moje jęki można by nazwać marudzeniem, bo nawet po wpisaniu w wyszukiwarkę "paleta czerwieni", pojawiają się te wszystkie kolory. Ale nie zgodzę się z tym, że część moich krewnych i znajomych nie jest w stanie przez lata nauczyć się, że jaskrawy pomidor i buraczkowy fiolet to nie są "moje" czerwienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz