z klimatem...

z klimatem...

czwartek, 13 maja 2010

Nowe jest wrogiem starego....

A ja - wbrew rozsądkowi - lubię STARE.
Nawet jeśli jest to rozwalający się dach. Dach - dachem: brzydki był i pokryty byle jak nędzną blachą. Ale świdermajerowe ozdobniki...stara, pocięta w krzyżyki blacha, tak charakterystyczna dla tego domku, rynny i...nasza synogarlica.
Chowam się od dwóch dni w najciemniejszym kącie domu i udaję, że nie widzę.
Wiem, że będzie pięknie i bezpiecznie. Wiem, że wiosenne ulewy ani zimowe śnieżyce nam nie zaszkodzą.
Ale boleję nad utratą 80-letnich obróbek blaszanych i rynien. Płaczę nad losem eksmitowanej z gniazda synogarlicy (sama się wyniosła, zabierając ze sobą - po kawałku swoje - gniazdo. czyżby usłyszała nasze rozmowy?).
Pamiątkowe zdjęcia są kiepskiej jakości, bo z telefonu, aparat schowała gdzieś Gryzelda:





































A pana S., majstra, który remontował nam kilka lat temu cały dom, z wyjątkiem dachu,błogosławię i wielbię - mimo licznych wad, na czele z gadulstwem i powolnością w pracy, był Złotym Człowiekiem. Szkoda, że dachy, to nie jego "działka". Bo "ekypa" od dachu już pierwszego dnia zaminusowała u mnie znacząco, wyrzucając swoje poobiadowe śmieci za płot, do sąsiada. Jak ja nie cierpię śmiecących ludzi....są u mnie na równi ze złodziejami i plociuchami.

Jeśli nowy dach spodoba mi się bardziej, niż stary, odszczekam grzecznie i pod stołem to, co tu nawypisywałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz