z klimatem...

z klimatem...

sobota, 8 maja 2010

Z zapisków kury domowej 2

Dziwna sprawa: pojemnik na brudną bieliznę.
Mamy dwie sztuki - u dzieci i u nas.
Pojemnik dzieci jest zwykle przepełniony - normalka. Tylko moja interwencja powoduje przyniesienie zawartości do pralki.
Nasz pojemnik jest - moim zdaniem - bez dna.
Wyjmuję do prania białe rzeczy, resztę pakuję z powrotem - pojemnik jest pełen.
Następnego dnia wyjmuję do prania czerwone rzeczy (białe są już uprane) - pojemnik jest pełen.
Nie, nie w połowie pełen - całkiem pełen, pod wieczko.
I nie chodzi tu o to, że ktoś tego prania dorzuca - on jest pełen tuż po wyjęciu przeze mnie prania. Jak nic - nie ma dna.

Inną sprawą, zaobserwowaną nie tylko przeze mnie, jest skarpetkożerność. Nie wiem, czy to wina właśnie pojemnika na pranie ( i jego bezdenności?), czy raczej pralki. Pożera po jednej sztuce z pary. Zdejmuję z nóg dwie skarpetki, wyciągam z pralki jedną. Nie jestem w stanie zrozumieć tego zjawiska od kilkunastu lat. Jak - na odcinku niecałych dwóch metrów, w przestrzeni czasowej niepełnego tygodnia, skarpetka może ot, tak sobie zniknąć - nie opuściwszy pomieszczenia. Nie, w pralce nic nie zostaje, sprawdzałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz