Są ludzie, którzy w jakiś dziwny sposób są do siebie podobni. Jedni mają podobną figurę, inni kształt twarzy, jeszcze inni mimikę czy gestykulację. Niezależnie od powinowactwa, często nawet wbrew niemu.
Od pewnego czasu towarzyszy mi na aerobiku dziewczyna, która przypomina mi Panią Weterynarz moich psów. Obiektywnie - zupełnie nie jest do niej podobna - pierwsza jest wysoka, druga niska, pierwsza długowłosa, druga nosi krótką fryzurkę. Nie są podobne z twarzy, ale w sposobie poruszania się i mimice mają "coś", co je upodabnia do siebie. Z kolei Pani weterynarz, która znam jeszcze z czasów ogólniakowych (moich i jej), zawsze przypominała mi Jacka Kaczmarskiego - i za chińskiego bożka nie potrafię powiedzieć, dlaczego tak było. Nie, Dziewczyna-z-Aerobiku do Jacka Kaczmarskiego podobna nie jest wcale a wcale.
Automatycznie przenoszę uczucia z osób znajomych na osoby podobne-do-znajomych. Dziewczynę z aerobiku lubię od pierwszego wejrzenia, zupełnie jej nie znając, bo darzę sympatią Panią Weterynarz. A może ona jest wredna i złośliwa? Nieważne: dla mnie jest poniekąd Znajoma. Pozytywnie Znajoma.
Jako osoba z wrodzoną nieumiejętnością zapamiętywania twarzy, chyba na siłę staram się dopasować nowe osoby do znanych wcześniej. Taka życiowa gra w "Memory" - swoją drogą - to dziwne, że pamięci do twarzy nie mam za grosz, za to w "Memo" jestem prawie tak dobra, jak Gryzelda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O, to przenoszenie uczuć na osoby podobne jest dość niebezpieczne. Całkiem niedawno się o tym przekonałam. Faktem jest, że facet podobny do mojego taty z zachowania i upodobań, okazał się zupełnie niegodnym zaufania, jakim go z miejsca obdarzyłam :/
OdpowiedzUsuńA tak, racja.
OdpowiedzUsuń