z klimatem...

z klimatem...

niedziela, 16 maja 2010

Kalicińska a Matuszkiewicz

Dwie piszące Kobiety, a jak różne książki (mimo tego, że w gruncie rzeczy - tematycznie podobne).
Dwie piszące Kobiety, a jedna staje się Sławną Autorką, zaś o drugiej tylko przebąkują w recenzjach.
Na podstawie pisarstwa Pierwszej robi się seriale, o Drugiej nawet nie ma z kim podyskutować, bo niewiele osób słyszało.

Ja, na szczęście usłyszałam. I przeczytałam. I pozostaję w zachwycie.
W przeciwieństwie do pisarstwa Sławnej Autorki, której przeczytać nie byłam w stanie.

Jak to jest, że WSZYSCY wielbią to, z czym ja sobie poradzić nie mogę. Skąd wiem, jeśli nie przeczytałam? Cóż - natężenie zupełnie nieliterackiego słowa na literę k., na dwóch pierwszych stronach bestsellera, zniechęca mnie potwornie. I sam język mnie zniechęca. I konstrukcja powieści. No wszystko, wszystko. Po prostu nie mam ochoty tego czytać. Nie przekonuje mnie. Przepraszam, recenzji nie będzie, bo jak tu recenzować coś, czego się faktycznie nie przeczytało?

Za to w dwóch powieściach Pani Matuszkiewicz, które miałam przyjemność przeczytać, znalazłam to, co lubię. Piękny język. Ładne zdania. Ciekawą historię. Postacie, jeśli nawet nie wzbudzające sympatii, to żywe. Nie potrafiłam oderwać się ani od "Przebudzenia" ani od "Przeklętych, zaklętych", póki nie przeczytałam - z dużym rozczarowaniem, że to już koniec - ostatniej strony. Tak, to po prostu "moje bajki".

Jestem bardzo nieobiektywna w ocenianiu książek. Podoba mi się to, co się dobrze czyta. Nie nadawałabym się na profesjonalnego recenzenta, który wytyka błędy, nieścisłości i nielogiczność fabuły. Książka musi mieć duszę. Pani Irena daje duszę swoim książkom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz