Walcząc z własną aspołecznością, wybrałam się z klasą Gryzeldy na wycieczkę rowerową po lesie. Z racji tego, że nie chciałam własnego roweru narażać na niedogodności podróży (rowery były wiezione do lasu ciężarówką), dostałam rower wypożyczony. Składak.
O, Boski Składaku! - chciałam zawołać. Wreszcie rower, na którym nie trzeba jechać z pochylonym karkiem, tylko z dumnie wypiętą piersią! Wreszcie rower, który ma kierownicę na właściwym poziomie! Nic to, że kółka małe i trzeba się napedałować. Nic to, że zakwasy w mięśniach straszliwe - przyjemność jazdy wszystko wynagradza.
Poza tym - las wiosną to doprawdy niesamowity klimat. Moja aspołeczna natura schowała się w krzakach i nie przeszkadzała jej wcale obecność blisko trzydzieściorga dzieci. Las to mój żywioł. Nie da się ukryć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz