z klimatem...

z klimatem...

sobota, 30 stycznia 2010

Kibic

Matko, jak ja nie lubię meczy!
Żadnych!
Koszykarskich, siatkarskich, piłki ręcznej, hokejowych - absolutnie żadnych! A już szczególną niechęcią darzę mecze piłki nożnej.
Nie, nie, nie miałam tak od początku żywota swego. Kiedyś nawet śledziłam futbolowe mistrzostwa świata oraz - z daleka- emocjonowałam się dyscyplinami, w których brała udział nasza reprezentacja.
Ale odkąd Gburek zaczął PASJONOWAĆ się wszystkim, co służy do kopania, odbijania lub uderzania, na widok choćby fragmentu jakiegokolwiek meczu, dostaję nerwowych drgawek.

Przez najbliższy tydzień będę się więc pławić w błogim odpoczynku od kibicowskich wrzasków. Nie będzie mi telewizor świecić po oczach blaskiem zielonej murawy. Nie będę oglądać mojego syna przyobleczonego w szalik w narodowych barwach - nieważne, czy nasi grają w nogę, rękę czy siatkę. Grają, więc trzeba zająć telewizor i przebąblować dwie godziny z wzrokiem wbitym w paru facetów, odbijających piłkę na różne sposoby. Nic to, że możnaby ten czas spożytkować na rodzinne rozrywki, typu jakaś ciekawa planszówka albo interesujący film. Trzeba zasiąść, aby potem zrywać się z wrzaskiem, w szczególnie emocjonujących momentach meczu. Nieważne, czy gra toczy się o puchar, czy o przysłowiowe Złote Kalesony (to dużo częstsze w przypadku naszych reprezentacji). Zaś po meczu, który nasi przegrali, należy się zryczeć, popaść w depresję i strzelić głową baranka w ścianę.

Dlatego właśnie nie lubię sportów związanych z piłką. Wszystko przez Gburka i jego pasję.

Bo to jest pasja.
Kiedyś kupowaliśmy na urodziny jego kolegi piłkę. Zwykłą piłkę. Gburek DOKŁADNIE obejrzał z pięć modeli w różnych cenach, strzelił mi wykład na temat każdej sztuki i wybrał JEDYNĄ WŁAŚCIWĄ. Dla mnie te piłki niczym się od siebie nie różniły. Ot, wprawne oko kibica.

Niestety, nie jestem dobrą matką, która podziela pasje swojego dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz