Rodzina chora, leży pokotem w ciepłym łóżku. To, że Gryzelda jest chora, widać najwyraźniej - dziewczę nie choruje prawie wcale, w przeciwieństwie do swojego wątłego Starszego Brata. Tym bardziej dramatycznie wygląda w łóżku, osłabiona po nocnych atrakcjach łazienkowych. Odmówiła zjedzenia frytek - jest naprawdę źle! Gburek, chory od czwartku - jak co miesiąc - zgłosił wyraźne pretensje, że nad jego siostrą skaczemy bardziej, kiedy zmoże ją zaraza, aniżeli nad nim. Cóż - częstotliwość przekłada się na obniżenie jakości. To samo obniżenie jakości dotyczy Jonatana. Słabe te Samce u nas w Rodzie, ojjjjj, słabowite!
Ja trzymam się dzielnie. Żadne Zwalające z Nóg wirusy mi niestraszne - pewnie do czasu, kiedy na mnie nie napadną...
Póki co - z zapałem kompletnie niezrozumiałym - biegam na aerobik i siłownię, od kilku lat nie osiągając zakładanych celów ani widocznych spektakularnych efektów (tak, wiem: w tym celu powinnam dołączyć dietę, ale ja tak kocham jeść....). Owszem - od czasu rozpoczęcia mojej przygody z fitnessem znacząco wzrosła moja waga (tak, tak - mięśnie ważą), a z pozytywów: poprawiła się koordynacja ruchowa. Dziś dokonałam kolejnego przełomowego czynu: zamiast katować się dyskotekową muzyką i dokonywać akrobatycznych czynów, aby utrzymać podczas ćwiczeń na orbitreku książkę, zapakowałam do telefonu "Ogniem i mieczem" w formacie mp3. Powiem szczerze - nie spodziewałam się, że będzie mi się dobrze ćwiczyć. Nie oczekiwałam, że będzie mi się dobrze słuchać. I tu zaskoczenie: jeśli chodzi o ćwiczenie, jest rewelacyjnie. Trochę gorzej ze słuchaniem, ale akurat tę pozycję znam niemal na pamięć, więc nie muszę się przysłuchiwać ze stuprocentową dokładnością.
Zupełnie poboczny efekt mojej chęci połączenia przyjemnego z pożytecznym: odkryłam - po trzech latach użytkowania - do czego służą słuchawki w moim telefonie! Ano - służą do tego, żeby - w majestacie prawa i bez utraty jakości - rozmawiać przezeń, prowadząc samochód.
Zaleta wyjścia z domu, pomimo tego, a nawet wbrew temu, że następuje ginięcie oraz powolny rozkład większej części rodziny - po powrocie zastałam całą trójkę na nogach, dużo żwawszych i w lepszych humorach - żadnemu z nich nie było w głowie wymieranie - wręcz przeciwnie: jest nadzieja, że jutro będzie lepiej.
A na koniec - z serii: zapachy dzieciństwa.
Od paru dni, szczególnie wieczorami, czuć w domu zapach spalonego węgla. U nas grzeje piec gazowy, nowoczesny, ale wielu sąsiadów nadal pali węglem, jak nasi rodzice. Mam duży sentyment do tego zapachu, mimo tego, że nie należy do najprzyjemniejszych. Jest taki....zimowy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciekawe przy czym powinnam cwiczyć mój chory kręgosłup? Może słuchając Chłopów, szczególnie tego fragmentu o kopaniu ziemniaków?;)))
OdpowiedzUsuńAlbo Quo vadis, walki gladiatorów?;)))
Ten zapach z kominów, gdzie są piece węglowe mozna poczuć tylko w mroźne dni, pamiętam to z dzieciństwa.
Pozdrawiam - veanka.
veanko - przy czymkolwiek da się ćwiczyć, byle sprawiało przyjemność :)
OdpowiedzUsuńa zapach kominów już rozgryzłam naukowo - klapka mi się w mózgu otworzyła: masz rację, tylko w zimie, w czasie sporych mrozów, są odpowiednie warunki do tego, żeby kominowe opary zalegały przy ziemi - i nie jest to zbytnio korzystne dla zdrowia, szczególnie dla osób chorych na płuca, dla których był wszak zalecany otwocki klimat, jako uzdrowiskowy - z zastrzeżeniem, że zimą to raczej niekoniecznie ;)