z klimatem...

z klimatem...

środa, 27 stycznia 2010

Pułapki cywilizacji

Zima dokopała nam dziś konkretnie: zamarzła woda w domu.
W ogóle mieliśmy ciekawy poranek...
Z błogiego snu wyrwał nas dramatyczny telefon Teściowej: "komputer mi zwariował i sam pisze, ratunku!". Kiedy Teściowej psuje się komputer, oznacza to PROBLEMY. Uwielbia ona bowiem ściągać sobie muzyczki i filmiki, nie bacząc na bezpieczeństwo stron, na które zagląda. Od razu było wiadomo, że w komputerze zalągł się wirus, mimo solennych zapewnień z jej strony, że nawet nie dotykała internetu. Na szczęście, po przeskanowaniu sprzętu okazało się, że koncepcja była słuszna i nie trzeba - nałożywszy kurtkę na piżamę - biec bez śniadania i mycia na pomoc.
Kiedy tylko sytuacja z Teściową i jej komputerem została opanowana, ruszyliśmy w procesji do łazienki. I tu niespodzianka: z kranów nic nie cieknie. Pustka. Z racji tego, że sytuację pogodową tabloidy określają jako KATAKLIZM, odkąd temperatura spadła poniżej minus 10 stopni, wiedzieliśmy od razu, że właśnie KLĘSKA dosięgła i nas.
Telefon do Zakładu Wodociągów nic nie pomógł - dowiedzieliśmy się, że przecież jest zima, to i zamarzło - to nie ich wina. Na pocieszenie, średnio miły pan dodał, że to pewnie w piwnicy (skoro twierdzimy, że takową posiadamy) i że podgrzanie pomieszczenia powinno pomóc.
Przytaszczyliśmy do piwnicy kaloryfer elektryczny oraz farelkę, podłączyliśmy i...uzbroiliśmy się w cierpliwość. Po kilku minutach z zakamarków zaczęły wyłazić Pająki, na szczęście Cienkonogie, które nie wzbudzają we mnie ataków paniki (w przeciwieństwie do Gryzeldy, która na każdego Ośmionoga reaguje histerią). Jednak moja radość była przedwczesna - za Cienkonogimi ruszyły się i Wypasione Grubasy, widocznie śpiące mocniej, niż Mniejsi Bracia......Gryzelda uciekła z wrzaskiem na górę - pewnie gdybyśmy mieli wyłaz dachowy, skorzystałaby z niego - tymczasem zatrzymała się we własnym pokoju, zastanawiając się, czym zabarykadować drzwi, żeby przypadkiem do niej nie zajrzały Groźne, Krwiożercze, Ośmionogie Stwory. Ja dzielnie stałam nad dziurą w podłodze, przełykając nerwowo ślinę i trzymając na wodzy emocje, by również nie zacząć wrzeszczeć. A Jonatan wszedł do Jaskini Potworów i szukał, która to rura, z całej plątaniny, sprowadziła na nas problemy. Żadna z rur nie została wytypowana, za to zauważone zostało, że jedna ze ścianek piwnicy jest od wewnątrz poważnie, grubowarstwowo oszroniona. Zaobserwowany został również "chyba wąż", który - po dokładniejszych oględzinach - okazał się mocno rozleniwionym pomrowem. Jonatan porzucił Zwierzęta Piwniczne na pastwę ogrzewania, które to po około godzinie dało efekt łaźni - piwniczka ma co prawda 1,7 wysokości, ale też niewiele więcej szerokości i długości. Mieszczą się tam rury wodociągowe, stary hydrofor z ogromnym zbiornikiem i...nic więcej. Miała być to - planowo - nasza piwniczka na wino, ale po pierwsze: zapasy zużywam na bieżąco, po drugie - kto by tam wchodził? chyba bym popadła w abstynencję, gdybym miała sięgać ręką w tę norę pajęczą, kiedy mnie tylko najdzie ochota na wino....
Koło południa mieliśmy więc gorącą piwnicę i...zamarzniętą rurę. Piętrzące się naczynia, czekające w kolejce do zmywarki, stos ubrań, przyszykowanych do prania (w pralce - a jakże!) oraz czworo zarastających brudem ludzi. Jak to się czasy zmieniają - kiedy ja byłam w wieku Potomków, wody bieżącej nie mieliśmy - więc mycie naczyń w misce było normalną sprawą, pranie mama też robiła w miskach (różowa na pranie w proszku, seledynowa na płukanie) i rozwieszała na sznurkach w kuchni, za to kąpiel......kąpiel odbywała się w sobotę, po nagrzaniu na kuchni węglowej wielkiego gara z wodą, który miał wystarczyć na troje pacholąt. Nie, nie miało to miejsca 100 lat temu. I nikt nie umarł z brudu - pewnie mało kto z zewnątrz wiedział, w jakich warunkach mieszkamy....Za to ja wiem z całą pewnością, że Potomki przerzucone o te 25 lat wstecz - ot, tak - dla zabawy, popadłyby w osłupienie i nie potrafiły się odnaleźć. Gburek na propozycję, że może umyłby dziś naczynia, odpowiedział: "o nieee, ja się brzydzę brudnych talerzy!".
Dzień upłynął nam na kursowaniu między piwnicą a łazienką - Jonatan schodził na dół i sprawdzał, czy odmarzło, a ja zwieszałam głowę znad piwnicznej dziury i dopytywałam, czy puszczać wodę, celem sprawdzenia.
Nie odmarzło.
Popołudniem postanowiliśmy przeprosić się z zabytkowym hydroforem, który straszliwie prychając, tocząc żółtą wodę i ogólnie narzekając, pozwolił nam jednak na umycie niektórych ludzi oraz naczyń. Postanowiłam - z duszą na ramieniu - zaufać mu i włączyć na krótki program pralkę z niezbędnymi ubraniami. Piętnaście minut denerwowania się o to, czy hydrofor zapewni nieprzerwany dopływ wody i....udało się! uprało się! Technika w służbie człowieka przeciw siłom przyrody.
Wieczorem odkryliśmy, że hydrofor będzie lepiej działał, jeśli odpowietrzymy zbiornik. No to odpowietrzamy, już od godziny - efekty są: nie prycha dramatycznie, jest nadzieja, że przed nocą wezmę nieśpieszny (w odróżnieniu od reszty Rodziny) prysznic.
Rury miejskie zaś nadal zamarznięte. Efekt dzisiejszych poczynań: zaprzyjaźnienie się z hydroforem oraz kilka utłuczonych Opasłych Pająków.
I tu jest ten Problem.... Rozważam poważnie możliwość spania na górze, z Potomkami. Boję się zemsty Pająków, które niewątpliwie wychyną z otwartej piwnicznej czeluści, aby pomścić swych poległych braci.

Zapachy z dzieciństwa dziś również się pojawiły, tuż po otwarciu piwnicy. Wilgoć, stęchlizna...pewnie i te Straszne Pająki dokładają swoje do specyficznego, piwnicznego zapachu.

2 komentarze:

  1. O matko pająki!!!
    Mój strach przed tymi "wypasionymi" zakrawa na arachnofobię! Z tym, że ja nie wrzeszczę tylko sztywnieję. Stoję jak ta sztacheta w płocie i coś mamroczę pod nosem:))Nigdy nie pamiętam co mamroczę, mózg chyba też ma chwilowe zaćmienie:)
    Za moment odzyskuję władzę w kończynach i chodu!
    Jakoś do tej pory miałam szczęście, że ktos był w pobliżu i zabił lub przegonił gadzinę.
    Współczuję braku wody itd.

    Pozdrawiam.
    Ania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten fragment o praniu w miskach, grzaniu wody na kuchni i kąpieli w balii jest mi dziwnie znajomy;)))
    Pozdrawiam - veanka.

    OdpowiedzUsuń