Do kompletu moich porażek edukacyjnych, sukcesywnie dołączają kolejne. I nijak nie potrafię zatrzymać ich niepohamowanego rozrostu.
Swoje własne porażki mam w głębokiej kieszonce, bo jużem taka stara, że aby się spod nich wygrzebać, musiałabym długo kopać. Ale cenię sobie swoją otwartość na wiedzę i chęć poznawania świata.
Za to porażki edukacyjne, które odnoszę na polu Potomków, są dla mnie wyzwaniem - im więcej ich ponoszę, tym bardziej jestem zawzięta, żeby zaszczepić w nich po raz kolejny - po odnotowaniu oporu - chęć poznawania wszystkiego, co nas otacza. Bo czymże innym jest nauka, niż poznawaniem, otwieraniem się na świat?
O Gryzeldzie pisałam jakiś czas temu.
Dziś skompletowaliśmy trzy semestralne tróje Gburka - biologiczną, chemiczną oraz fizyczną. Nieprzypadkowe to tróje - zapracował na nie ciężko każdym dniem olewactwa nauki od początku roku szkolnego. Myślał (chociaż sygnalizowałam, że nie tędy droga), że uda mu się prześlizgnąć, jak do tej pory - niewielkim nakładem czasu i wysiłku. Przy czym trója biologiczna jest tym dotkliwsza, że prostym manewrem udowodniłam Chłopcu, że wystarczyło 15 minut pracy po każdej lekcji, żeby mieć nie tylko czwórkę, ale i piątkę. Co tam oceny! Wystarczyło te 15 minut, żeby tę biologię polubić i się nią zwyczajnie zachwycić. Myślę, że koniec roku będziemy świętować w zupełnie innej atmosferze - Gburek wszak przejął się swoimi osiągnięciami edukacyjnymi bardzo.
Nie ukrywam, że zestaw "otrójowanych" przedmiotów, wynika w prostej linii z tego, że Potomki postanowiły zgodnie (na przekór matce?) dać odpór ciąganiu ich po lasach i polach w celach krajoznawczych, zbuntować się przeciw włóczeniu ich po krzakach i demonstrowaniu gatunków ptaków oraz roślin leczniczych. A przede wszystkim pokazać, że na nic wysiłki ojca-matki, kiedy Dzieć się zaprze i odmówi przyswajania wiedzy - czy to podanej w terenie, czy też w szkolnej ławie.
Potomki nie lubią:
- zwiedzać
- chodzić do muzeów
- łazić po lasach (ze szczególnym uwzględnieniem ścieżek edukacyjnych)
- łazić po szlakach (wysokogórskich nawet nie próbowaliśmy, wietrząc problemy)
- brać udział w wykładach i innych warsztatach naukowych
- dociekać, skąd co się wzięło i dlaczego tak funkcjonuje
Gdybym-że ja miała takie możliwości, jak one, uuuu......byłabym na studiach już w wieku piętnastu lat.
Na końcu - ku ostatecznemu pognębieniu siebie w roli edukatora - muszę przyznać, że nawet jazdy na rowerze, na rolkach, łyżwach oraz pływania Potomki nauczyły się bez mojego udziału, za to przy czynnym udziale zupełnie obcych instruktorów. Nie nadaję się na nauczyciela - ani po mamusi, ani po tatusiu nie odziedziczyłam stosownych genów (to po kim???).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zbyt surowa dla siebie jestes. To taki wiek. Andu
OdpowiedzUsuńja tak ironicznie i prześmiewczo - nie bardzo się tym zamartwiam, a już na pewno nie jestem dla siebie zbyt surowa ;))
OdpowiedzUsuńha!
OdpowiedzUsuńodkryłam, że mam jeden sukces na swym koncie: nauczyłam otóż Potomki spożywania pieczywa pełnoziarnistego ;)