z klimatem...

z klimatem...

czwartek, 28 stycznia 2010

Urodzinowa Łasica

Jonatan ma dziś "półokrągłe"(określenie Gburka) urodziny. Imprezy nie ma, są za to Atrakcje Dodatkowe.
Zamarznięta woda nie odmarzła, mimo tego, że termometr elektroniczny w samochodzie zaczął wskazywać jednocyfrowe, a nawet bliskie zeru, wartości poniżej zera. Termometru w ogrzewanej piwnicy w ogóle nie umieszczaliśmy, obawiając się, że słupek rtęci wyskoczy poza skalę.
Dodatkowo - dla urozmaicenia nam życia - hydrofor zaczął zachowywać się DZIWNIE: kichał, prychał i toczył brudną wodę.
Zawezwaliśmy Pana Od Hydrofora. Pan zasępił się srodze i rzekł: "to już końcowe podrygi.....nie, nie hydroforu - ostatnie podrygi instalacji, pod którą tenże jest podpięty". Podrapał się po głowie, dodając: " z tysiaka trza będzie wrzucić....może nawet więcej, żeby to porządnie zrobić".
Z kolei my się zasępiliśmy i jęliśmy się drapać po głowach.
Cóż...Zielony Potwór (jak parę innych zaplanowanych SPRAW) będzie musiał poczekać na naprawę w kolejce - wszak jakoś radzimy sobie bez niego. A bez wody to jakoś tak....nijak....
Kiedy już - już umówiliśmy się z Panem Od Hydrofora na jutrzejszą Dużą Robotę, postanowiliśmy wykonać jeszcze ostatni telefon do Wodociągów - a nuż uwierzą, że to na pewno nie u nas zamarzło? Pan Na Wodociągach uparł się, że nasz wodomierz z pewnością mieści się na mrozie i to on zamarzł. Kazał mi więc na tymże mrozie szukać zaworu i przekonać się, że to tam właśnie zamarzło. Słowa w naszym ojczystym języku, które powtarzałam jak zaklęcie, nie były rozumiane: "Proszę pana, mój wodomierz mieści się w kuchni, tam nie ma mrozu, nie ma też zaworu". Przekazałam słuchawkę Jonatanowi, po wygłoszeniu trzeci raz tejże formułki. Nie wiem, co powiedział Jonatan, bowiem ćwiczyłam głębokie oddechy po rozmowie z Panem Na Wodociągach. W każdym razie zgłoszenie awarii zostało przyjęte.
Nie dalej, jak pięć minut później, kiedy Pan Od Hydrofora zbierał swoje przedziwne zabawki, woda NAGLE zaczęła lecieć niespodziewanie wartkim strumieniem. Nie była to woda pompowana przez hydrofor - była to woda MIEJSKA!!! Woda miejska, która - jakimś sposobem - dostała się do instalacji hydroforowej i powodowała wzrost ciśnienia w zbiorniku. Zaczęło robić się NIEBEZPIECZNIE. Pan Od Hydrofora nerwowo dopytywał, gdzie jest zawór, Jonatan odpowiadał, że nie wie, z wszystkich kranów leciała woda, ciśnienie zamiast spadać, rosło - czekaliśmy, aż coś WYBUCHNIE.

Na szczęście zadzwonił dzwonek do drzwi i wszystko się uspokoiło. Była to ekipa z Wodociągów Miejskich.

Nie, to nie oni dokonali cudownej naprawy. SAMO SIĘ.

Z Panem Od Hydrofora umówiliśmy się na wiosenną naprawę, żeby mieć zabezpieczenie hydroforowe na przyszłą zimę.

Uspokojeni, załadowaliśmy zmywarkę i pralkę, podgrzaliśmy jedzonko i zasiedliśmy do obiadu.
"Chyba jakieś zwierzę nocowało pod autem, bo specyficznie pachnie. Jakiś kot -samobójca, albo łasica" - rzuciłam od niechcenia.
W tym momencie zagadała nas Gryzelda - okazując swój strój punka na bal szkolny.
Kiedy dziewczę wyszło, Jonatan podszedł do mnie - zastanawiając się nad czymś dogłębnie.
"Coś mnie niepokoi wewnętrznie" - powiedział.
Nagle w jego oczach zaświeciły dzikie, złowrogie ogniki.....
"Aaaaa!Łasica! Łasica - mówiłaś??! Idę sprawdzić, czy nie przegryzła kabli".

Tak oto okazało się, że Jonatan jest RYCERZEM, który musi mieć wroga - jak nie wyzwania zawodowe, to ZIELONY GNOM, jak nie on, to zamarznięta woda, jak nie ona, to przynajmniej KABLOŻERNA ŁASICA.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz