Jakby nigdy nic, napiszę niewiele znaczącego posta. Na przekór rzeczywistości, która mnie aktualnie boleśnie gryzie, ale której nie chcę dawać zarządzać całą moją przestrzenią - jest wystarczająco uwierająca tam - w realu, żeby ją jeszcze przenosić tu, do świata wirtualnego. Także nie będzie ani słowa o tym, o czym naprawdę chciałabym napisać - będzie za to o tym, o czym napisać mogłabym kiedykolwiek. Taka niezobowiązująca, z niczym - sytuacyjnie - niezwiązana notka.
Obejrzeliśmy z Gryzeldą "Akademię Pana Kleksa" (i Gburkiem, oczywiście, ale to Dziewczę właśnie teraz pracuje nad lekturą). Zasadzałam się do filmu z zaciekawieniem - pamiętam, jak pogoniono nas - w trzeciej lub czwartej klasie - do kina (piękne czasy, kiedy w Otwocku było kino "Promyk"). I jak bardzo technologicznie był ten film zaawansowany. I jak wiele emocji towarzyszyło nam, kiedy Pan Kleks powiększą kaczkę...Albo jak Wilkołaki atakowały królestwo Księcia Mateusza. I jak chciałam być Adasiem, żeby znaleźć się w takiej fajnej szkole - chociaż wcale a wcale nie miałam problemów w "mojej" szkole. Tak, lubiłam "Akademię Pana Kleksa"a kasety z piosenkami z filmu były jednymi z pierwszych, które w ogóle mi zakupiono. Następne części sfilmowane były beznadziejnie - bez szacunku dla książkowego pierwowzoru - ale "Akademia" była dla mnie hitem.
A współcześnie - rozczarowanie! Owszem - ciepło robi się na duszy, kiedy słyszy się piosenki swojego dzieciństwa, ale cala reszta: czym tu się zachwycać? Technologicznie - 500 lat za cywilizowanym światem (postać Szpaka!!! Wilkołaki!!!). Ubranka chłopców - głęboki PRL. Tylko Brzechwa się broni - poniekąd.
Bo współczesne dzieci krzywią się na wizyty Pana Kleksa w pokoju śpiących chłopców. A już przy całowaniu w czoło chłopców przez nauczyciela - głośno wyrażają swoje oburzenie. Największe jednak zgorszenie wywołuje scena, która - pamiętam doskonale - wywołała u ich rówieśników dwadzieścia lat temu - jedynie wybuch wesołości: kiedy uczniowie akademii wskakują na golasa pod prysznic. Nie - współczesne dzieci mają jasne granice własnej nietykalności i wąską osobistą przestrzeń prywatną - nie mieści się w niej wskoczenie na golasa do jeziora ani przyjacielski pocałunek. Nagość jest intymna, pocałunki i uściski są molestowaniem. Ot, jak zmieniła się mentalność na przestrzeni lat dwudziestu.
Ale czegóż chcieć od Potomków, skoro im nawet poczciwa piosenka o burym kundlu kojarzy się nieprzyzwoicie:
"Razem ze mną kundel bury,
Penetruje wszystkie dziury"
Od małego kosmate myśli im w głowie....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz