Do przemysleń o
nudzie zainspirował mnie artykuł w ostatnim "Zwierciadle", albowiem
usystematyzował moje burzliwe myśli z ostatnich tygodni.
Nuda nie jest zła, mili Państwo!
A
wszyscy wokół, odkąd pamiętam, mówią coś zupełnie odwrotnego! I sama
się na tę odwrotność prawdy złapałam, zapewniając moim dzieciom wszelkie
rozrywki, zanim zdążyły się znudzić. Teraz mam za swoje - wychodząc
dokądkolwiek i zostawiając dzieci same, muszę zapewnić im dość rozrywek,
żeby się przypadkiem nie nudziły. Bo moje dzieci nie potrafią same
sobie tych rozrywek zapewnić.
Z
mojego dzieciństwa pamiętam rodziców, którzy obydwoje pracowali (mama
rano w szkole a po południu w domu, tata po południu w sanatorium), nie
było mowy o organizowaniu przez nich czasu nam, dzieciom. Mieszkaliśmy w
pięcioro (mam dwoje rodzeństwa) na niespełna trzydziestu metrach, na
szczęście z wielkim podwórkiem. I to na tym podwórku toczyło się
głównie nasze dziecięce, pełne atrakcji, życie. Zabaw było mnóstwo,
pomysłów jeszcze więcej. Nie było ani przez chwilę mowy o nudzie. Nie
było też - oczywiście - mowy o telewizorze, komputerze ani komórkach.
Moim
dzieciom usiłowałam zapewnić podobne warunki bytowe - podwórko,
małomiasteczkową atmosferę, las w pobliżu. Jednak do tej pory nie
pracowałam - byłam "dla nich". Po 10 latach zostawiam ich samych i...?
Co 10 minut słyszę telefon! "Mamo, a mogę oglądać tv?""mamooo, już się
skończyło, a mogę teraz pograć na kompie?""mamooo, już grałem/am,
oglądałem/am, co mam teraz robić?nudzi mi się?". Nie ma szans na jakieś
pomysły, skoro zaraz po wyczerpaniu czasu na "łatwiznę"(tv i komp
limitowane - max po 30 minut), zaczyna się kombinowanie, co mama
wymyśli. Nie: "co ja mogę wymyślić" tylko "co inni wymyślą za mnie".
Podobno to typowe dla współczesnego społeczeństwa: bawić się "w coś".
Ciągle się bawić. Nie nudzić się, bo nuda jest zła, nie wymyslać, bo
brak czasu na wymyslanie. Otoczyć się zabawkami, gadżetami i za wszelką
cenę wciąż się bawić. A ja nie chcę wychować dzieci na takich ludzi -
wydawało mi się to proste, jeśli bedę konsekwentna w dozowaniu
telewizora i komputera, jeśli będę z głową wybierała zabawki ( dużo gier
planszowych, zakaz elektronicznych "zwierzątek", game boy'ów, play
station i co tam jeszcze jest aktualnie w modzie....). Widocznie byłam w
błędzie. Widocznie nawet tak mała (w porównaniu z innymi dziećmi)dawka
"zabawiaczy", psuje i rozleniwia mózg. Boję się, jak znikomą ilość
pomysłów mają rówieśnicy moich dzieci, które wgapiają się w tv i
komputer bez ograniczeń i zastanawiam się czy już zabrnęliśmy tak daleko
w podsuwaniu im różnistych gierek, programów, komórek, pet shpów,
tamagotchi i innych, że nie ma od tego odwrotu, dziecięca wyobraźnia
została nieodwracalnie zniszczona? Nie wiem, w każdym razie ja jeszcze
spróbuję ten proces odwrócić - a nuż się uda?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz