Pamięć jest dziwna. Już nawet nie - zawodna - po prostu dziwna.
Wiem,
że zupełnie nie mam pamięci do twarzy, co przysparza mi problemów, bo
np. nie mówię "dzień dobry" niektórym sąsiadom, bo ich nie rozpoznaję -
pewnie mają mnie za ostatnią gburzycę.
Mam
za to pamięć do różnych wydarzeń i przygód - do tego za to pamięci nie
ma mój mąż. Często przypominam mu różne ciekawe, fajne, smutne i wesołe
historie z naszej przeszłości, a on się dziwi, że "takie coś" to
powinien jednak pamiętać. A tak nie jest. Ja też się dziwiłam, do czasu,
kiedy moja młodsza siostra opowiedziała mi historyjkę z naszego
wspólnego dzieciństwa. Dość ciekawą historyjkę. Niestety - zupełnie je
nie pamiętałam, nawet wtedy, kiedy została mi opowiedziana ze
szczegółami. A znowu nie było to tak dawno, bo jakieś 15 lat temu....
Wczoraj
odwiedził nas kolega z podstawówki. Właściwie w tamtych czasach -
przyjaciel mojego męża. Znowu usłyszałam kilka zupełnie zapomnianych
historyjek :) . Fajnie tak gromadzić czyjeś wspomnienia, kiedy własnych
braknie.
Poza
tym: przeżyłam na tym świecie prawie 32 lata ( o matko!) a pamiętam z
tego czasu albo jakieś ważne wydarzenia (i to wcale nie
jakoś dokładnie), albo drobiazgi, skrawki - na przykład z wesela mojej
jednej ciotki, lat temu 25, pamiętam spanie z kuzynostwem na podłodze, z
wesela drugiej ciotki, lat temu 20, pamiętam głównie to, że mnie indyk
gonił przez pół wsi. Pamiętam jakieś dziwne rzeczy z czasów
przedszkolnych i wcześniejszych, pamiętam wakacje u moich dziadków,
którzy umarli, kiedy miałam 5 lat (obydwaj w tym samym roku). Nie
pamiętam zaś tego, w co byłam ubrana dwa lata temu, idąc do sklepu po
pomidory. Ciekawe, na jakiej zasadzie pamięć pozostawia "zapisane" jedne
rzeczy a inny pozwala "ulecieć"? Ciekawe, co ze swojego dzieciństwa
będą pamiętały moje dzieci?
Będąc
w szóstej klasie, zaczęłam pisać pamiętnik. Zapisywałam początkowo
wszystko, dzień po dniu, bo wszystko było ważne. Nawet czasem wydawało
mi się, że niepotrzebnie to zapisuję, bo zapamiętam takie wydarzenia na
całe życie. Teraz, kiedy to czytam (o ile w ogóle znajdę dośc odwagi,
żeby czytać te bzdury), tarzam się ze śmiechu, myśląc o istocie tych
wpisów. Nie da się też ukryć, że - gdyby nie pamiętnik - na pewno bym te
"epokowe" zdarzenia zagrzebała głęboko w czeluściach niepamięci.
Za
niecałe dwa lata Gburek będzie w szóstej klasie. Za lat 5 - Gryzelda.
Czy odważę się dać im do przeczytania moje bazgroły? Chyba nie, choć
takie było załóżenie ( hehe - dwunastolatka pisząca pamiętnik z myślą o
swoim potomstwie.....hehe - gdyby ktoś tej dwunastolatce powiedział, że
ojcem tegoż potomstwa będzie jej kolega ze szkolnej ławy, to dopiero by
miała ubaw!). Musiałabym wszystkie wpisy ocenzurować, poprawić
nieudolności językowe - to już nie byłoby to samo.....No, chyba że sami
wygrzebią skądsiś matczyne pamiętniki.....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz