Moja mama ma dwie siostry. Te siostry mają/miały mężów. Dziwna
historia, ale obydwaj wujowie okazali się alkoholikami. Żeby było
ciekawiej - panowie strasznie się nie lubili. Wręcz unikali swej
obecności. Uroczystości rodzinne odbywały się więc albo w obecności
jednego, albo drugiego wuja.
Pierwszego
wuja początkowo - dziecięciem będąc - uwielbiałam - typ: "o jak ja
lubię dzieci i się z nimi fajnie kumpluję". Do czasu. Wuj, tuż przed
ślubem z ciocią, spowodował po pijaku wypadek. Śmiertelny. Trafił do
więzienia. Ciocia na niego czekała, zaraz po odbyciu kary wzięli ślub.
Ale to już nie był ten sam człowiek. Stał się agresywny, wielokrotnie
dochodziło do awantur i rękoczynów. Ciocia jednak jakoś nie była
zdecydowana odejść - mieli dwie córki - wiadomo, jak to jest w takich
rodzinach. Wuj stał się gburowatym odludkiem, który popijał po kryjomu
wszystko, co mu w ręce wpadło. Chorował, leczył się, robił przerwy w
piciu, obiecywał poprawę - i tak w kółko. Trzecia ich córka urodziła
się, kiedy starsze kuzynki miały lat -naście. Wuj przystopował z piciem i
stał się troskliwym ojcem na pięć lat. Rok temu wrócił do nałogu. W
październiku ciocia znalazła go martwego w łazience.
Drugiego
wuja nie uwielbiałam tak bardzo, jak pierwszego - ot - wuj, jak wuj. Z
biegiem czasu zaczęliśmy znajdować wspólne tematy: był znawcą i
miłośnikiem muzyki rockowej. Świetny człowiek. Super mąż. Idealny tata.
Bardzo lubiłam u nich bywać, bo stanowili udaną rodzinę. Wiadomo było,
że wuj na uroczystości rodzinne sam produkuje wódkę. Ale problemu wtedy
jeszcze nie było. Problem pojawił się, kiedy wuj zachorował (właściwie
nie wiadomo na co - jakaś choroba związana z przemianą materii) i
poszedł na rentę. Zaczął się nudzić. Ciotka pracowała na trzech etatach a
on się nudził, gnuśniał i popadał w nałogi: nikotynowy, alkoholowy a w
końcu internetowy. Narobił długów, zaczął mieć jakieś dziwne znajomości (
z internetu), zrobił się niemiły, przestał wychodzić z domu. Swoim
dzieciom powiedział, że on ich utrzymywał 20 lat, teraz na nich kolej.
Ciotka zaciskała zęby i pracowała coraz więcej. Wuj wielokrotnie
przebywał w szpitalu, wiedział, że nie powinien pić i palić, że powinien
przestrzegać diety. Ostatnio stwierdził, że on i tak umrze, więc po co
ma się oszczędzać. Przedwczoraj córka znalazla go nieprzytomnego. Miał
więcej szczęścia od pierwszego wuja - przeżył. Ale przytomności jeszcze
nie odzyskał.
Od
przedwczoraj nie mogę przestać myśleć o tych dwóch panach. Czy gdyby
wiedzieli, co ich spotka, potrafiliby się opanować? Czy bardziej
współczuć ciotce, której mąż umarł od razu, czy tej, którego życie wisi
na włosku? Czy tak umęczone kilkunastoletnim małżeństwem kobiety,
kochają jeszcze swoich mężów?Bo wiem na pewno, że nie jest to tak, że
nagle odczuwają ulgę, że ich problemy się skończyły...Czy, jeśli wuj
wyzdrowieje, zrozumie, że dostał szansę od losu - na poprawę? Czy tę
szansę wykorzysta? Czy - gdyby pierwszy wuj taką szansę dostał -
zmieniłby swoje życie?
Zastanawiam
się też - jak to jest - kuzyni, którzy tak bardzo narzekali na swojego
ojca, wielokrotnie byli przez niego wyzywani, wyrzucani z domu, teraz
siedzą przy jego łóżku i modlą się o jego zdrowie....W końcu ojciec,
jaki by nie był...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz