z klimatem...

z klimatem...

wtorek, 29 maja 2007

Wieczór w mieście

Miasto wymarło. Siedzę sobie w pracy ( w pracy???o 19???) i czekam na Gryzeldę. Czekam, bo dziecko dwa kroki stąd ma angielski. Dom jest znacznie dalej, to co będę jeździć w tę i z powrotem, poczekam, a nóż klient wpadnie. Ale klient nie wpadnie, bo miasto wymarło godzinę temu. Centrum pięćdziesięciotysięcznego miasteczka, główna ulica. Pusto.  W ciągu dnia co chwilę przejeżdżały samochody w jedną i w drugą stronę, ludzie kręcili się nieustannie w codziennej wędrówce do pracy - z pracy, do szkoły - ze szkoły, do sklepu - ze sklepu, do parku - z parku. Starzy, młodzi, babcie, dziadkowie, dziewczęta, młodzieńcy, matki, ojcowie, z dziećmi, bez - jak mrówki. Parę minut przed 18 wszystko ucichło. Nagle wszyscy porzestali jeździć i chodzić, zaszyli się w swoich mieszkaniach i domach. Dlaczego? Czy nie można sobie wyjść, ot tak, rozrywkowo, na spacer? Czy zawsze trzeba iść w celu? Załatwić - Kupić - Zamówić - Odprowadzić?. Po 18 nie ma już celów w naszym mieście, więc można się zaszyć w domowych pieleszach... Zupełnie to dla mnie niezrozumiałe.....A może w telewizji akurat jest program, mający 70% oglądalności?
Czasem jednak ktoś chyłkiem przemyka obok...I ze zdziwieniem konstatuje, że otwarte....Otwarte??o 19??w Otwocku??Niemożliwe!!! I idzie dalej, rozmyślając o tym, jak opowie krewnym i znajomym, że widział o 19 otwarty sklep.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz