piątek, 11 maja 2007
Z jesiennego archiwum 2002, wtorek
Wyjście
z przedszkola następuje– o dziwo – w atmosferze pokojowej. Dramat
rozgrywa się później: nieszczęśliwie jest kilka sposobów na odbycie
drogi przedszkole – dom, mądre książki mówią, że dzieciom należy dać
wybór. Daję więc... Problem jest taki, że mam dwoje dzieci i każde – co
jest normalne – chce iść inną drogą. Nie mogę wybrać drogi trzeciej, bo
takiej nie ma. Poza tym nawet gdyby była, nie zniosłabym awanturującej
się dwójki na odcinku 3 kilometrów. Wybieram drogę zaproponowaną
przez Gburka – prowadzi odludną okolicą, nie będzie słychać
wrzasków Gryzeldy a poza tym małe łatwiej jest doprowadzić do porządku,
ewentualnie nawet, w ostateczności, ciągnąć za sobą. Gryzelda ryczy
zaledwie na odcinku jednego kilometra – przestaje, kiedy uświadamia
sobie, że będzie miała możliwość przejścia przez tory kolejowe tzw.
”kręconym” przejściem (barierki powyginane w różne strony). Tu jednak
ryk rozpoczyna Gburek, bo on chciał iść „po murku” a nie „kręconym”.
Jedno wyklucza drugie. Tym razem wybieram opcję Gryzeldy, aby
sprawiedliwości stało się zadość. Wsłuchując się w protesty Gburka
zastanawiam się, czy dla równowagi zdecydować się na trzecie dziecko,
czy może od razu strzelić sobie w łeb.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz