z klimatem...

z klimatem...

środa, 30 maja 2007

Zgryzota

Znów będzie o wuju. Wuj nie odzyskał przytomności. Lekarze polecili rodzinie przygotować się na najgorsze. A ja nie mogę uwolnić się od myśli przeróżnych...Nerwowo reaguję na każdy telefon, szczegolnie wtedy, kiedy na wyświetlaczu zobaczę numer moich rodziców....Wczoraj po 22 zadzwoniła do mnie do domu teściowa, ze spóźnionymi życzeniami urodzinowymi - bardzo się zdenerwowałam dźwiękiem telefonu o tej porze....
Po pierwsze - wuj był dobrym człowiekiem przez większość swojego życia. Właściwie, zanim zaczął pić, zdążył wychować swoje dzieci. Czy to się "liczy"? Opiekował się nimi, kiedy były niemowlakami - bo ciotka pracowała. Woził je do szkoły i na zajęcia. Gotował obiady. Był dumny z ich osiągnięć - wszystkim odwiedzającym go, pokazywał nagrania występów swojej córki, cieszył się z tego, że syn - po wielu problemach - skończył technikum i znalazł pracę. Czy ostatnie pięć, sześć lat, w ciągu którch tak bardzo się zmienił, powinno mieć znaczenie w ocenie jego całego życia?
Po drugie - mam wyrzuty sumienia. Od pół roku mieszkamy we własnym domu. Obiecaliśmy zrobić parapetówkę dla rodziny....i jakoś się schodziło - bo ktośtam pracuje, bo ktośtam ma grypę, bo to, bo tamto. Pierwszy wuj - wielki przeciwnik kupowania przez nas "tej ruiny" i człowiek, który kpił z nas przed całą rodziną - "tyle lat wynajmowali mieszkanie, żeby teraz kupić starą ruderę" - umarł miesiąc przed naszym wprowadzeniem się. Żałuję, że nie zobaczył, co zrobiliśmy.
Drugi wuj, mimo że od dłuższego czasu unikał imprez rodzinnych, miał ochotę zobaczyć nasz domek. Obiecał, że na parapetówkę przyjedzie. Strasznie mi głupio przyznać, że chyba nie da rady, że nie zdąży. Bo to ja się spóźniłam z parapetówką. "Spieszmy się kochać ludzi", tak? Po raz kolejny się sprawdza to, co codziennie sobie powtarzałam, przekładając to, czy tamto.....
Po trzecie - co się myśli, będąc w tak ciężkim stanie? Wierzę w to, że jeśli nie ma się świadomości, to chyba ma się wrażenie, że się śni. To taka łagodna wersja, do przyjęcia dla mnie. Ale mogę się mylić. Może co jakiś czas odzyskuje się tę świadomość i dociera do człowieka jego położenie? I co wtedy? Budzi się wola walki o życie? Albo zapada decyzja o tym, że się poddajemy, bo dalsze życie byłoby mordęgą dla rodziny (bo taka jest prawda...)? Pewnie pojawia się żal za swoje błędy, żal tego, czego się nie zrobiło, może postanowienie poprawy, jeśli uda się przeżyć?
Po czwarte - co myśli rodzina, stojąc przy łóżku ojca i męża? Wiem, że kuzyni bardzo rozpaczają - tak jak już pisałam - mimo wcześniejszych zatargów z ojcem - chcą, żeby walczył, żeby wyzdrowiał, żeby został z nimi - mimo tego, że wielokrotnie narzekali na uciążliwość jego obecności, mimo tego, że nie ma szans na 100% wyzdrowienie i wiedzą o tym, że musieliby się ojcem opiekować....Nie wiem, co myśli ciotka, ale wydaje mi się, że ma w pamięci te dobre czasy....Bo - inaczej niż małżeństwo mojej drugiej, już owdowiałej, ciotki - to małżeństwo przez większość czasu było bardzo udane. Sądzę, że w tak dramatycznych okolicznościach nie rozważa się, jakim ciężarem stałby się niepełnosprawny mąż i ojciec - za wszelką cenę chce się go zatrzymać na tym świecie. Nie pamięta się tego, co było ostatnio, ale ogólnie, całe życie, które jednak wychodzi na plus.
Po piąte - co ja myślałabym będąc z jednej lub drugiej strony łóżka? A to już jest nie do wyobrażenia....Ale mimo tego, że jest to nie do wyobrażenia, kłębi mi się w głowie tysiąc myśli na ten temat....
Po szóste - czy lepiej być rodziną zaskoczoną śmiercią kogoś bliskiego, czy lepiej usłyszeć: "proszę się przygotować na najgorsze"?
Po siódme - jakie to wszystko nietrwałe - poukładały mi się trochę myśli z wpisu urodzinowego. 
Jest sobie człowiek, coś w życiu robi, coś jest dla niego ważne, z kimś koresponduje, coś pisze w necie. I nagle - pstryk! - nie ma! Zostaje po nim jego biblioteczka, kolekcja płyt, opuszczony blog, forum. Z rzeczami materialnymi, realnymi łatwo zrobić porządek - ktoś weźmie książki, ktoś inny muzykę - i  będą wspominać, że oto te przedmioty mamy po jasmeen. Ale z życiem "towarzyskim" jest już dziwnie, szczególnie z życiem wirtualnym, prowadzonym przeze mnie np. dużo "bujniej" niż życie towarzyskie w realu. Zaczną się pytania: "co z jasmeen? dlaczego nie pisze bloga?dlaczego tak dawno nie była na forum?dlaczego nic nie pisze w swoim wątku, który był dla niej tak ważny?". W końcu ktoś bardziej poinformowany napisze: "jasmeen już nie ma". Nie ma. Po prostu NIE MA. Albo i nie napisze.....Bo nie wszyscy wiedzą, że jasmeen to ja..........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz